Temat samodzielnego praktykowania jogi, Pilates, ćwiczeń dla zdrowego kręgosłupa czy stretchingu wzbudza kontrowersje zarówno wśród instruktorów, jak i wśród ćwiczących. Jako że są to aktywności pozbawione elementu współzawodnictwa, niewymagające specjalnego sprzętu, warunków lokalowych ani zorganizowania się w zespół mamy możliwość samodzielnej pracy. Niestety sukces zależy od wielu czynników, wśród których najważniejsze są osobowość, potrzeby, wiedza, świadomość ciała, umiejętność obserwowania jego reakcji i respektowania ograniczeń.
Pierwszym argumentem przytaczanym przez zwolenników takiej formy ćwiczeń są kwestie finansowe. Ćwiczenie w domu jest niezaprzeczalnie tańsze- odpada koszt zakupu karnetu, odpowiednich ciuchów czy dojazdu na zajęcia. Oszczędzamy też oczywiście sporo czasu, który musielibyśmy poświęcić na przygotowania do wyjścia, dojazd, znalezienie miejsca parkingowego, a wiadomo- czas to pieniądz:)
Tak więc 1:0 dla zwolenników:) Jest to argument nie do obalenia i nie ma tu o czym dyskutować, o ile ćwiczący mają dużą świadomość ciała i potrafią poprawnie wykonywać ćwiczenia. W przeciwnym razie istnieje ryzyko, że sobie poważnie zaszkodzą, a wówczas koszty leczenia i rehabilitacji będą znacznie wyższe.
Docieramy w ten sposób do tematu wiedzy. Większości początkujących wydaje się, że w odróżnieniu od jazdy na snowboardzie czy pływania ćwiczenia te są proste i wystarczy zaopatrzyć się w stosowny poradnik czy DVD. Niestety, dla pewnej, wcale niemałej grupy osób jest to jednak założenie błędne:(
O ile bieganie jest ruchem naturalnym (choć też, uwierzcie można biegać źle technicznie i doprowadzić swoje stawy na skraj bankructwa), to Pilates czy tzw. zdrowy kręgosłup wymagają dużej świadomości ciała, skupienia i niestety, przynajmniej na początku korekty, jeśli chcemy by przynosiły zamierzony skutek i były bezpieczne. Wykonywania tych ćwiczeń trzeba się po prostu nauczyć. Energiczne, bezmyślne “machanie” kolejnych serii nie da bowiem większych efektów, a nawet może przynieść szkody. Systemy te opierają się bowiem na świadomej, mało widocznej pracy mięśni głębokich, których istnienia większość z nas sobie nie uświadamia, nie mówiąc już o kontroli.
Asany jogi, są natomiast tak złożone i wpływają na tyle stawów i grup mięśniowych, że wykonanie ich bywa bez właściwego instruktażu trudne (i nie mam na myśli wyłącznie spektakularnych balansów czy zaplątywania się w supełek:)). Zwolennicy-przeciwnicy: 1:2
Jeśli jednak już poznamy założenia danej metody i nauczymy się słuchać swojego ciała możemy z powodzeniem korzystać z poradników czy filmików w necie, które są prawdziwą skarbnicą ćwiczeń. Wiedza pozwoli nam weryfikować źródło i eliminować bzdurne lub niebezpieczne ćwiczenia, bo i takie napotkamy na swej drodze.
Systematyczność. W większości przypadków ryzyko uszkodzeń ciała nie jest zbyt wielkie, bo z reguły tzw. silna wola samodzielnie ćwiczących jest na tyle słaba, że nie zdążą się uszkodzić regularnie powtarzanym nieprawidłowym ruchem. I tu do głosu dochodzą zwolennicy ćwiczenia z instruktorem: dużo łatwiej jest zmotywować się do systematycznej pracy, gdy mamy wykupiony karnet. Poza tym, gdy po jakimś czasie zorganizowane zajęcia na stałe zagoszczą w naszym tygodniowym grafiku i staną się jego nierozerwalną częścią, niejako rutynowo docieramy pod drzwi klubu. Jest to też czas zarezerwowany tylko dla nas. W domu znacznie trudniej o taką regularność, bo zawsze zdarza się coś, co może nas zaabsorbować. Tak więc 1:3
Ważnym argumentem za ćwiczeniem w domu jest komfort wyboru dogodnej dla nas pory dnia, czasu trwania, dostosowania tempa i intensywności wysiłku do naszych możliwości- 2:3:).
Ale….wszystko zależy od osobowości. Niestety z reguły dawkujemy sobie wysiłek nieadekwatny do możliwości. Osoby ambitne, narzucające sobie żelazną dyscyplinę, zdeterminowane by zrealizować plan często ignorują sygnały wysyłane przez ciało, przesadzają z intensywnością, stopniem trudności lub czasem trwania ćwiczeń. Jako że sama należę do tej grupy, niejednokrotnie boleśnie odczułam skutki takiego postępowania i dopiero długie przerwy w praktyce związane z leczeniem kontuzji nauczyły mnie pokory. Są również osoby, dla których najmniejszy dyskomfort i oznaka zmęczenia są sygnałem do przerwania pracy- nie lubią po prostu bólu i wysiłku. Wystarczy jednak obecność instruktora i świadomość, że inni męczą się tuz obok, by dali z siebie znacznie więcej niż myślą, że są w stanie dać. Mądry nauczyciel zmotywuje jednych, a jednocześnie powstrzyma drugich widząc, jak już sinieją z wysiłku. No i mamy 2:4.
Atmosfera. Są osoby, które preferują ćwiczenie w samotności, bo tylko to gwarantuje im możliwość skupienia i wyciszenia- pozwala na wsłuchanie się w siebie, uspokojenie myśli, podążanie za swoim oddechem i relaks. Z ich perspektywy w naszej rozgrywce wynik 3:4. W grupach, nawet tych najbardziej zdyscyplinowanych konieczne są przerwy na korekty, pytania i porady, które wybijają innych ćwiczących z rytmu. Nie wspomnę już o grupach, na których kwitnie życie towarzyskie, a dwie czy trzy gaduły potrafią nieprzerwanym potokiem żartów i plotek zdominować zajęcia.
Nie ma w tym nic nagannego: niektórzy najbardziej potrzebują beztroski, śmiechu, wyrwania się z domu i towarzystwa. Tym osobom uczestnictwo w grupowych zajęciach posłuży zdecydowanie bardziej niż ćwiczenie w samotności i one uznają luźna atmosferę za plus dla grup:)
No i w końcu nieśmiałość. Z tym argumentem spotykam się najczęściej. Są osoby, które po prostu wstydzą się dołączyć do grupy, a powody przez nie podawane są przeróżne: nie są tak sprawne, atrakcyjne czy szczupłe jak inni, nie mają odpowiednich ciuchów, wdzięku albo są za stare. Opory te są wynikiem kompleksów, złych doświadczeń, albo czerpania wyobrażeń o zajęciach z filmików zawierających popisowe lekcje zaawansowanych grup. Nieśmiałość stanowi najsilniejszą barierę, a inne przytaczane wyżej argumenty często mają ją maskować. Takie osoby zazwyczaj wierzą, że poprzez ćwiczenie w domu przygotują się do zajęć grupowych: nauczą się ćwiczeń albo schudną. Oni przyznają w naszej rozgrywce punkt ćwiczeniom w domu. Tak więc 4:4:)
Tym, którzy boją się przyjść na zajęcia mogę tylko powiedzieć, że w rzeczywistości trafiają tam osoby bardzo różne. Instruktor doradzi nam do jakiej grupy najlepiej dołączyć, od niej/niego zależy jak poczujemy się na pierwszych zajęciach. Dobry nauczyciel nie wytyka na forum błędów, pozwoli nam wybrać miejsce, w którym czujemy się komfortowo. Zawsze można też odkryć w sobie ukryte dotąd predyspozycje i ci, których na wuefie wybierano do drużyny w ostatniej kolejności zabłysną wspaniałym wygięciem w tył, albo usiądą od niechcenia w kwiecie lotosu:)).
A inni ćwiczący? Główną zasadą panującą na tego typu zajęciach jest uważna obserwacja siebie, każdy jest tak skupiony na sobie, że dostrzega niewiele poza instruktorem. A poza tym, ludzie są naprawdę życzliwi. Nigdy nie spotkałam się z pogardliwymi spojrzeniami nie mówiąc o komentarzach.
W naszym pojedynku: na osobności czy w grupie mamy remis. Obie formy są dobre jeśli pasują do naszego charakteru i stylu życia. Dla osób zdyscyplinowanych, wewnątrzsterownych i niezależnych samodzielne ćwiczenie jest doskonałym rozwiązaniem. Takie rozwiązanie sprawdzi się też w przypadku osób bardzo zabieganych, o nieregularnym trybie życia. Warto jednak, by podstawowe zasady ćwiczeń poznały pod okiem instruktora, co zapewni skuteczność i bezpieczeństwo.
Ćwiczenie w grupie natomiast zdecydowanie doradzałabym osobom mniej sprawnym, mającym problemy ze zdrowiem, oraz tym którzy mają trudność w motywowaniu się do działania. To rozwiązanie wbrew pozorom może być korzystniejsze dla młodych rodziców. Zajęcia są czasem zarezerwowanym dla nich, przez godzinę nikt i nic nie odciąga ich uwagi, o co z reguły jest trudno w towarzystwie absorbującej pociechy. Jednak jeśli nie mamy możliwości wyjść na zajęcia warto znaleźć choć kilka minut dziennie na proste ćwiczenia- lepiej jest zrobić dla siebie cokolwiek niż siedzieć w fotelu i wymyślać dla swej bezczynności kolejne wymówki.